W miniony piątek w Branicach obchodzono jubileusz 120-lecia założenia przez ks. Josepha Martina Nathana „Miasteczka miłosierdzia” w Branicach. Za początek uznano podpisany w 1904 r. przez cesarza Wilhelma II dokument, w którym proboszcz parafii Branice, Nathan, uzyskał oficjalne pozwolenie na opiekę nad chorymi psychicznie kobietami i mężczyznami.
Dzieło to rozwinął do niezwykłego kompleksu dla psychicznie chorych, gdzie stosowano innowacyjne metody terapeutyczne. Należała do nich terapia przez pracę, stąd ośrodek to nie tylko szereg budynków z własną piekarnią, masarnią, młynem, pralnią, szklarniami, ale także kilkaset hektarów pól, co zapewniało dochody na utrzymanie chorych. W centrum usytuowany był kościół i klasztor dla sióstr zakonnych pracujących z pacjentami. Dzieło, które dzisiaj jest kontynuowane jako specjalistyczny szpital noszący imię swego twórcy bp. Nathana, przetrwało trudne momenty historii. Władzom nazistowskim było solą w oku, którą nękano domiarami podatkowymi, pomimo że bp Nathan uruchomił tam szpital wojskowy. Różnymi sposobami musiał ratować przed nazistami swych chorych, których dla czystości rasy skazywano na śmierć. Nie udało mu się uratować wszystkich. Nathan, od 1924 r. wikariusz generalny niemieckiej części diecezji ołomunieckiej, w 1943 r. z rąk bp. Maximiliana Kallera otrzymał święcenia biskupie. Po zakończeniu wojny pozostał w Branicach, które znalazły się na ziemi oddanej protokołem poczdamskim pod polską administrację.
Kardynał August Hlond na podstawie rzekomego pełnomocnictwa papieskiego we wrześniu 1945 r. pozbawił ks. Nathana władzy kościelnej nad tą częścią diecezji ołomunieckiej, oddając ją bp. Kominkowi zarządzającemu opolską częścią diecezji wrocławskiej. Potem, jako Niemca, nie chciała go też władza państwowa. Wreszcie ten święty człowiek 21 grudnia 1946 r. został tragicznie wypędzony. Chory, gorączkujący 79-letni kapłan został na granicy czeskiej wysadzony z auta, skąd po kilku godzinach na mrozie dotarł do Opawy, gdzie już 30 stycznia zmarł. Dopiero w 2014 r. jego doczesne szczątki zostały sprowadzone ze czcią z powrotem do Branic i spoczęły w sarkofagu w wybudowanej przez niego bazylice wypełnionej prawdziwymi dziełami sztuki. Tego dnia bp Alfons Nossol symbolicznie przepraszał Nathana za jego wypędzenie. Czy były to przeprosiny w imieniu całej hierarchii, która raczej dziś usprawiedliwia ówczesne decyzje Hlonda i stara się o beatyfikację? W imieniu władz państwowych, jak wiadomo, nigdy nie padły takie słowa. Joseph Nathan w każdym umysłowo chorym widział człowieka i jego ludzką godność. Biskupowi jej odmówiono. Kilka dni przed śmiercią powiedział: „Bóg wszystko zabrał. Jestem jak Hiob. Ale wiary się nie wyparłem”. To on powinien być beatyfikowany, na co w piątek nadzieję wyraził bp Rudolf Pierskala.
Bernard Gaida