Zbliżają się wybory do Europarlamentu i znowu mamy kampanię wyborczą polegającą na kopaniu rowów podziału. Poseł Kowalski i inni swoją retoryką antyniemiecką starają się ukryć swą wrogość do samej Unii Europejskiej jako ponadnarodowej wspólnoty, próbując wmówić wyborcom, że jest ona rządzona pod niemieckie dyktando. Ostrze jest kierowane przeciw rządowi premiera Tuska, a więc całej koalicji rządzącej, za jego rzekomą uległość wobec Niemiec.
Błędem logicznym krytyków UE, ale też wielu spośród nas, jest traktowanie jej jako kolejnej międzynarodowej organizacji podobnej np. do ONZ. Tymczasem Unia Europejska stanowi przypadek sui generis („szczególnego rodzaju”) w stosunkach międzynarodowych – jest tworem, który nigdy wcześniej nie istniał w historii powszechnej. Posiada cechy zarówno organizacji międzynarodowej czy konfederacji, jak i państwa federalnego. Osobiście jestem przywiązany do pojęcia „wspólnota” na określenie tego, jak rozumiem bycie w Unii Europejskiej, ale przyznaję, że te różne cechy sprawiają, że interpretacji może być wiele. W krótkiej kolumnie nie sposób analizować tych różnych cech, ale na pewno należy podkreślić, że świadczą one, iż UE jest tworem niedokończonym, w permanentnej, aczkolwiek wolnej ewolucji. O jej kierunku decydują zarówno posłowie wybierani w wyborach powszechnych do Europarlamentu, jak również Komisja Europejska, której członkowie nie mogą się czuć związani żadnymi instrukcjami płynącymi z krajów ich pochodzenia – są politykami, których desygnuje Rada Europejska (decydując większością kwalifikowaną), a zatwierdza Parlament Europejski.
Jednak ich kandydatury podają kraje członkowskie, z których każdy posiada jednego komisarza. Polski spór wokół odpowiedzialności Janusza Wojciechowskiego za Europejski Zielony Ład, a także interpretowanie pani Ursuli von der Leyen jako narzędzia niemieckiego rządu pokazują, jak bardzo instrumentalnie traktujemy szczytne założenia. Podobne spory, różne interpretacje samej UE, lojalności wobec niej, a także kierunku rozwoju widać nie tylko u nas, ale i np. w polityce węgierskiej. Stały się powodem brexitu. Skomplikowanie struktury i procesów decyzyjnych opóźniło przyjęcie Ukrainy (być może zapobiegłoby to wojnie?), ciągle powoduje niedostateczną skuteczność pomocy militarnej, ale także politycznej, a w samej UE utrzymywanie odmiennych standardów. Te odmienne standardy panują chociażby w sytuacji mniejszości narodowych w państwach członkowskich. Co więc zrobić z tą Unią Europejską? Uwierzyć najpierw, że jesteśmy jej obywatelami, potem w słowa Winstona Churchilla „Demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego” i z tą wiarą wybierać w czerwcu tylko takich kandydatów, których ideą jest powiększanie sfery wspólnotowości, a więc integracji.
Bernard Gaida