Kuszenie i solidarność

Kuszenie i solidarność

Pierwsza niedziela postu to druga niedziela wojny w Europie. Post zaczynamy posypaniem głowy popiołem, którego w tym roku doświadczyłem w Berlinie. W kościele Serca Jezusowego zwisająca z ambony flaga Ukrainy nadawała ton. Czeski kapłan Tomaš Halik kazanie na początek postu zatytułował: „Powiedz diabłu: Nie!”. W drugim kuszeniu Jezusa diabeł mówi: „Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego (…). Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie twoje”. Słuchając tych słów, pomyślałem, że Putin temu kuszeniu uległ. Ale jednocześnie stworzył sytuację, która zmienia życie milionów ludzi.

– W czasie pandemii Bóg zamknął przed nami drzwi kościołów, by nam powiedzieć: Jeśli myślałeś, że twoje chrześcijaństwo polega na prowadzeniu poczciwego życia i chodzeniu co niedzielę do kościoła, to wiedz, że w tym czasie to nie wystarczy – mówił Halik. I doświadczamy tego, że tysiące ludzi angażują się w pomoc, ale bywa, że inni ich krytykują, wskazują na zobowiązania innych, nigdy swoje. Charaktery ludzkie są doświadczane „jak złoto w tyglu”. I dobrze, że bez zbytniego analizowania polityki światowej większość ruszyła na pomoc uciekającym spod rosyjskich bomb. Historycy i politycy będą się spierać, czy kiedyś obiecano Rosji, że NATO i UE się nie poszerzą na wschód lub czy do wojny doprowadziła polityka USA, by zdobyć rynek na swój gaz łupkowy. Tymczasem Putin wywołał wojnę z całym jej okrucieństwem i cierpieniem, która toczy się kilkaset kilometrów stąd. Ale wywołał też reakcję solidarności światowej na różnych poziomach, jakiej się nie spodziewał, ulegając kuszeniu „o potędze i wspaniałości”. Polityczne i militarne wsparcie zostawmy politykom. Dla jednych dobre, dla innych ciągle za słabe. Solidarność na poziomie ludzkim jest już jednak niezwykła.

Deklarujemy zbiórki pieniędzy, rzeczy; ludzie udostępniają swoje domy na nocleg czy pobyt. Patrząc na obrazy z Ukrainy, na kolejki na granicach, na matki z dziećmi przybywające np. do Łubowic, przypominamy sobie opowieści naszych ojców i dziadków, którzy „flichtowali” czy byli wypędzani po wojnie ze Śląska, Pomorza, Warmii czy Mazur. Może opowieści ukraińskich uciekinierów wojennych pomogą też młodym i zaangażowanym Polakom, a może i nam, zrozumieć tragedię i traumę utraty Heimatu przez Niemców, która tak często jest w Polsce bagatelizowana. Przy całym okropieństwie tragedii ludzkiej dziejącej się na naszych oczach byłby to pozytywny efekt wzrostu współczucia ofiarom tej i innych podobnych tragedii.

Bernard Gaida

Skip to content