Wszyscy wiedzieliśmy, że wybory odbędą się w atmosferze skandali i haków. Można powiedzieć, że nieczysto. Najgorsze jednak jest to, że znów, po raz kolejny, nie będą wyborami na programy. Wynik wyborczy będzie więc powiązany z emocjami, którymi bombarduje się wyborców. Ale tym razem nawet ci z nas, którzy dalecy są od emocji, czują podskórnie, że niektóre z tych ujawnianych obecnie „przekrętów” dotykają już nie tylko korupcji i nepotyzmu, ale świata wartości.
Samo pojęcie nepotyzmu pochodzi z XVII w. i powstało na określenie praktyki ówczesnych papieży wynoszenia do godności kardynalskiej swoich bliskich krewnych, co umożliwiało im gromadzenie bogactw pochodzących ze środków publicznych. Definicja pasująca idealnie do tego, co się dzieje wokół w środowiskach władzy, ale należy dodać, że papiestwo nie było strukturą o demokratycznych zasadach, lecz jedynowładztwem. I tylko dlatego było to możliwe. Tymczasem obecnie zasada ta łamie podstawowe zasady równości wobec prawa i dostępu do funkcji społecznych. Istnieje też drugie podobieństwo, polegające na tym, że obdarowani owymi funkcjami tak wtedy, jak i dzisiaj nie muszą wykazywać się żadnymi umiejętnościami czy przygotowaniem do pełnienia tych funkcji. Następowało więc psucie struktury.
Zresztą samo łacińskie słowo corruptio znaczy po prostu zepsucie. Nepotyzm i korupcja w ówczesnym Kościele powodowały w nim ruchy odśrodkowe, takie jak reformacja, i chociaż papież Innocenty XII swoją bullą w końcu XVII w. taką praktykę zakończył, to rozłam w Kościele pozostał faktem, czyli skutek nepotyzmu i korupcji pozostał trwały na wieki. Zjawiska te więc, nawet jeśli wydarzyły się w przeszłości, obciążają daną strukturę na daleką perspektywę. W państwie, które oddaje banki, spółki energetyczne i urzędy w zarząd osób bez kompetencji, psują państwo i narażają jego obywateli na skutki nawet wielopokoleniowe. O ile te zjawiska są właściwie dla wszelkich form jedynowładztwa, czyli współcześnie systemów dyktatorskich, i słyną z nich kraje Trzeciego Świata, to systemy demokratyczne powinny zawierać w sobie mechanizmy ochronne przed takimi zjawiskami. Dlatego tak ważny jest trójpodział władzy, niezależność sędziów i wolność mediów. Ale najważniejszym mechanizmem obronnym jest możliwość zmiany systemu w wolnych wyborach, które, nawet wolne, mogą jednak nie spełnić tej ostatecznej roli kontrolnej, jeśli wyborcy zbagatelizują skalę zepsucia lub jeśli ulegną presji potocznych haseł: „wszyscy są tacy sami”, „a myślisz, że gdzie indziej jest inaczej?” czy „a przedtem było inaczej?” itd., lub w ogóle nie pójdą głosować.
Bernard Gaida