W styczniu Senat i Sejm RP podjęły uchwały okolicznościowe, by uczcić ofiary tej tragedii. W styczniu w wielu miejscowościach całego Górnego Śląska odbyły się większe lub mniejsze uroczystości upamiętniające wydarzenia sprzed 80 lat, a ich treścią jest cierpienie i prześladowanie bezbronnych i cywilnych mieszkańców, od momentu gdy na teren ówczesnych Niemiec w styczniu 1945 roku wkroczyła Armia Czerwona. Te tereny zostały wystawione na żer zemsty za zbrodnie, które na wschodzie popełnili żołnierze nazistowskich Niemiec. Jednak ta zemsta była wymierzona w cywilną ludność miast i wsi: często kobiety, dzieci i starców.
Na całym Śląsku (i nie tylko) od stycznia trwał terror wymierzony w cywilną ludność niemiecką. Część mieszkańców, głównie z wiosek, kolumnami złożonymi z furmanek zdołała uciec przed zbliżającym się frontem. Kierowali się do Czech, potem Saksonii czy Bawarii. Inni pozostali w przekonaniu, że skoro nie popełnili żadnych zbrodni, to nic im nie grozi. Już w lutym zaczęły się deportacje do ZSRR, które objęły także mieszkańców naszej okolicy. Głównie byli to mężczyźni w wieku 17-50 lat. Stąd poszli do obozu w Łabędach koło Gliwic, a stamtąd byli wywożeni. Państwo sowieckie traktowało ich jako ludzkie reparacje wojenne.
Deportowano Niemców do ZSRR także z Pomorza, Kaszub, Warmii, Mazur oraz Rumunii, Węgier, Jugosławii. Oblicza się, że w sumie ponad 700 tys. niemieckiej ludności cywilnej na kilka lat znalazło się w radzieckim systemie gułagów od Ukrainy po Syberię. IPN uważa, że 25-30% deportowanych do obozów pracy niewolniczej, nigdy już nie wróciło. Ale obozy dla niemieckiej ludności cywilnej powstały także na terenie obecnej Polski. Zdarzało się, że trafiały tam także osoby, które z jakichś powodów tylko uznano za Niemców. W naszej okolicy największe były w Świętochłowicach, Mysłowicach i Łambinowicach. Trafiały tam głównie kobiety i dzieci, gdyż mężczyźni jeszcze byli na frontach lub w niewoli. Kierowano do nich za pochodzenie i bez jakiejkolwiek winy, wyroków i na czas nieoznaczony. Czasem powodem było mówienie po niemiecku. Innym razem to, że chciano opróżnić domy zajmowane przez Ślązaków, by zrobić miejsce dla przybyłych z kresów, które alianci przyznali ZSRR. Tak było na przykład w Łambinowicach. W tych powojennych obozach (a było ich co najmniej około 200) śmiertelność w wyniku chorób, niedożywienia i tortur wynosiła około 30%. I znowu trzeba podkreślić, że tzw. obozy pracy dla Niemców w latach 1945 do 1950 istniały na całym obszarze od Odry po Kamczatkę, i od Bałtyku po Bałkany.
W końcu zakończyła się ta jej najokrutniejsza część i zakończyła się gehenna powojennych obozów. Ci, którzy przeżyli, powrócili z deportacji, uspokoiła się sytuacja na miejscu. Osobiście liczę to symbolicznie na rok 1950, gdyż do tego roku istniał obóz w Potulicach. Od samego początku trwała walka kulturowa z niemieckością, która trwała co najmniej do 1989/90 roku. Była to walka z językiem, kulturą, dziedzictwem kulturowym, przekazem historycznym, a to wszystko zabija lub zmienia tożsamość. Usuwane były wszelkie ślady języka niemieckiego.
Starsi ludzie spowiadali się w konfesjonale po niemiecku i długo było to jedyne miejsce, gdzie można było posłużyć się niemieckim. Ludziom przymusowo zmieniano imiona i nazwiska na polsko brzmiące. Dzieciom nie wolno było nadawać niemieckich imion. W szkołach, na kursach językowych nie wolno było uczyć niemieckiego. Osoby mówiące po niemiecku były karane mandatami karnymi, a nawet surowiej. Mało kto już dzisiaj pamięta, że zakaz nauczania języka niemieckiego w śląskich szkołach nieprzerwanie był utrzymany aż do końca PRL, czyli do 1990 roku. Wszystko to zaczęło się 80 lat temu i wreszcie „zabroniona” wiedza o powojennym terrorze, szykanach i dyskryminacji w powojennej Polsce w trzydzieści lat od upadku PRL przebija się do świadomości społecznej, ale i polityków. Dowodem są uchwały sejmików i obydwu izb parlamentu. Dlatego i na naszym terenie w bieżącym roku pamiętajmy o wszystkich ofiarach tamtego czasu. Tym niewinnym ofiarom należy się pamięć, którą powinniśmy utrwalać. Ale prawdziwa co do ofiar, sprawców i zakresu. My, którzyśmy dziesiątki lat czekali na to, by głośno o tym mówić, musimy dziś uważać, by nie było w tym zakłamania, fałszowania i zawłaszczania historii także przez hołdowanie niechrześcijańskiej zasadzie winy zbiorowej.
Bernard Gaida