Już nie zliczę, ile osób odwiedziłem, z iloma rozmawiałem na temat planu obniżenia subwencji na naukę języka niemieckiego dla uczniów z kręgu mniejszości niemieckiej. W tych rozmowach, na konferencjach prasowych, w wywiadach z ekspertami czy w wystąpieniu RPO analizowane są aspekty prawne, finansowe i społeczne. Tymczasem sprawa oprócz tych wielu ważnych aspektów posiada przecież także stronę, którą nazwę na potrzeby tej kolumny etyczną.
To logiczne, skoro prawa mniejszości narodowych wyrastają z idei praw człowieka, a one mają swój jednoznacznie etyczny wymiar. Jego bazą jest pojęcie „osoby ludzkiej” i związana z nim godność, która domaga się takich praw jak: wolność, sprawiedliwość czy dostęp do edukacji. Wolność to także prawo do określenia swojej tożsamości, czyli również przynależności do jakiejś wspólnoty językowej.
Tutaj dotykamy tego, co często umyka w aktualnej debacie, czyli zobowiązania państwa nie tyle prawnego, ale także etycznego wobec swoich obywateli, których los powojenny szczególnie dotknął. Skupmy się tylko na języku, który w związku z przesunięciem granic i wypędzeniem milionów użytkowników języka niemieckiego stał się na Śląsku, Pomorzu, Warmii, Mazurach i w wielu innych miejscach nagle z języka oficjalnego językiem niewielkiej grupy mieszkańców. Tylko tych mieszkańców, których co prawda z różnych powodów nie wypędzono, później nie wysiedlono, ale których jako Niemców (poza niewielkim wyjątkami na Dolnym Śląsku i Pomorzu) nie tolerowano. Nie tolerowano też ich języka, który słusznie uważano za najważniejszy składnik ich niemieckiej tożsamości. Poddano ich więc skutecznej niestety dyskryminacji językowej, eliminując niemiecki nie tylko z przestrzeni publicznej, ale ścigając go także w prywatnym obiegu.
W szufladach wielu naszych domów znajdują się mandaty karne za używanie języka niemieckiego w stodole czy na polu. W archiwach spoczywają dokumenty świadczące o umieszczaniu w obozach pracy za to same „przewinienie”. Pamiętam szykanowanie w szkole przez nauczycieli nawet za pojedyncze słowa niemieckie. Przy staraniach o pracę w urzędach czy na innych stanowiskach kierowniczych na pytanie o znajomość języków obcych zatajano znajomość niemieckiego, by móc daną pracę dostać. Wszystko to było niczym innym jak odebraniem wolności przynależnej każdej osobie ludzkiej.
Demokratyczna Polska pozwala dziś w procesach reprywatyzacyjnych odzyskiwać znacjonalizowane majątki, by przywracać sprawiedliwość. Także językowi należy się przywrócenie sprawiedliwości, czyli jego miejsca w społeczności, którą machina państwowa zniewoliła. Sejmowi nie wolno tego utrudniać przez zabranie środków na edukację.
Bernard Gaida