Orędzie Prezydenta Dudy, w którym apelował do nowego rządu RP, by przestrzegał konstytucji, i odpowiedź premiera Tuska były tak kuriozalnym wydarzeniem sylwestrowym, że przywiodły mnie do zasłyszanego kiedyś zdania, że nowy rok nie rozumie języka, jakim mówił rok poprzedni. To znaczy ni mniej, ni więcej, że trzeba dla nowego czasu nauczyć się nowego języka. Tymczasem wydaje się, że język po zmianie warty pozostał ten sam, co grozi tym, że wszyscy uznają, iż jedynym celem jest triumf nad PiS-em. Byłoby fatalnie, gdyby tak się stało lub gdyby w to uwierzono. Przegrany PiS zyskałby argumenty dla swoich tez, a wyborcy obecnie rządzących by się zawiedli.
Nie trzeba być prawnikiem, aby wiedzieć, że manipulacje w całym systemie prawno-administracyjnym państwa oraz personalna obsada tego systemu, jaka pozostała po ośmiu latach PiS, często nie pozwalają na jego naprawę bez narażania się na zarzut łamania prawa. Najlepszym przykładem są zmagania, by media narodowe ponownie uczynić publicznymi. Wobec tego faktu tym ważniejsze jest, by bezwzględnie wszędzie tam, gdzie w ostatnich latach złamano konstytucję, szybko przywrócić praworządność. Dlatego już w czasie kampanii wyborczej zaskoczyło mnie, że na liście stu spraw na sto dni nie znalazło się wycofanie dyskryminacyjnych rozporządzeń MEiN pod wodzą Czarnka.
W tym też kontekście w czasie rozmów w Sejmie RP, jakie było mi dane przeprowadzić w ostatni czwartek roku, zadziwiło mnie, że z wyrównaniem prawa do trzech godzin języka niemieckiego dla dzieci z mniejszości niemieckiej, czyli zrównaniem ich prawa z prawami dzieci innych mniejszości, zamierza się czekać do 1 września. To niepotrzebna zwłoka w sytuacji, w której zabroniona konstytucyjnie dyskryminacja jest ewidentna, została wprowadzona z naruszeniem zasad legislacji i powoduje szkody edukacyjne. I wystarczy wycofać haniebne rozporządzenie Czarnka z obiegu prawnego.
Pół roku straty to niemal 10% całej edukacji ucznia, to kolejne stracone pieniądze wydane na „zastępcze” zajęcia prowadzone przez wykwalifikowanych germanistów. Ta zwłoka stoi jakby w sprzeczności z innymi działaniami rządu, które robią wrażenie jakby z kolei „zbyt” pośpiesznych. A to budzi przykre wrażenie, że akurat tej dyskryminacji nie przypisano wystarczająco dużego znaczenia.
W roku 2024 nie chciałbym usłyszeć od nowych ministrów, że te godziny są uzależnione od symetrii w stosunkach polsko-niemieckich, czy o konieczności zdobycia środków na nauczanie języka polskiego za granicą. Nowy rok wymaga nowego języka. Czego sobie i wszystkim życzę.
Bernard Gaida